Szklarska Poręba powitała nas wówczas przepiękną, acz mroźna lutową pogodą. Śniegu w niektórych miejscach było ponad 90 cm. Nad cała wycieczka "dominował" niezwykle romantyczny klimat, przeto były to początki naszego związku. Mieliśmy siebie i tylko to się liczyło, dawało nam to wiele energii i radości. Pewnie nawet gdyby zamiast pięknej pogody, zastała nas śnieżna zawieja, to i tak mielibyśmy świetne humory. Z dzisiejszej perspektywy, stwierdzamy jednogłośnie, iż lepszego miejsca, niż Szklarska Poręba na pierwszy romantyczny wyjazd, nie sposób wybrać.
Do Szklarskiej przyjechaliśmy PKS-em z Lubina, miejsce które wybraliśmy na nocleg bardzo nam sie podobało, znajdowało sie on na wzniesieniu, a pokój posiadał balkonik z widokiem na Szrenicę. Wczesnym rankiem, po zakwaterowaniu i śniadaniu wyszliśmy niebieskim szlakiem na spotkanie z wodospadem Kamieńczyka, mało brakowało, a Gosia zamiast podziwiać uroki wodospadu, podziwiała by sufit w Jeleniogórskim szpitalu. Otóż na oblodzonym szlaku prowadzącym do tej atrakcji, schodząc z dość dużego wzniesienia, poślizgnęła się i głową o mały włos nie uderzyłaby, w jeden z kamieni, na szczęście instynktownie złapała się poręczy. Mnie również oblodzony szlak wdał się we znaki. Sam Wodospad który był częściowo skuty lodem zrobił piorunujące wrażenie, istna mekka romantyzmu, nic tylko przysiąść i delektować się widokiem. Od pierwszych chwil wiedziałem, ze to tutaj będę chciał się oświadczyć. Po zwiedzeniu Wodospadu, wyruszyliśmy na zdobycie Szrenicy, niestety, jak na pierwszy wyjazd zlekceważyliśmy góry, wyruszając nieoznakowaną ścieżką. Jak było można się domyślić, zgubiliśmy się i wylądowaliśmy około 10 km od Szklarskiej. Następnie zmarznięci, głodni wracaliśmy ruchliwą i krętą droga prowadzącą do naszego miejsca zakwaterowania, po drodze odwiedzając nieduży bar. Mimo tego, humory ciągle dopisywały, na tyle by wracając śpiewać piosenki tak głośno, że pewnie niejeden Karkonoski zwierzak tego wieczoru zatykał uszy. Zgubienie się w górach, zapadający bardzo szybko zmierzch, dodatkowo mróz był dla nas niezłą nauczką by nigdy nie zbaczać ze szlaku, patrzeć bacznie na mapę.
Następnego dnia wyruszyliśmy tym razem oznakowanym szlakiem by zdobyć Szrenicę, znowu zignorowaliśmy góry, tym razem kompletnie nieprzystosowanym do tego typu wypraw ubiorem. Po drodze na szczyt zwiedziliśmy wodospad Szklarki, przed zwiedzaniem należało wykupić bilet i założyć na głowę kask. Sam wodospad wówczas był całkowicie zamarznięty, widok wspaniały, godny polecenia. W dalszej drodze szklarskie bernardyny zrobiły wielkie wrażenie na Gosi. Następnie Po paru-godzinnej wyprawie szlakiem czerwonym tuż przy samym szczycie, a dokładnie przy Hali Szrenickiej zmuszeni byliśmy zrezygnować z wytyczonego na ten dzień celu. Pogoda popsuła się na tyle, że istna zawierucha uniemożliwiła podejście nam kilkunastu metrów na szczyt Szrenicy, ubrani byliśmy w dżinsy, zwykłe kurtki i buty - ten oto ubiór przekreślił nam cały plan. Do Lubina wróciliśmy następnego dnia w okolicach południa.
Podsumowując Szkarska Poręba zrobiła na nas ogromne wrażenie, już wtedy wiedzieliśmy ze będziemy chcieli tam wrócić, choćby po to, by zdobyć Szrenicę, dotknąć Szklarskich Słoneczników i na nowo poczuć klimat romantyzmu. Kto nie był nie będzie wiedział o czym mowa.
Czas trwania: 3 dni (2 noclegi)
Przebyte km: okolo 22 km
Koszt: około 130 zł/osoba
Nocleg: ulica Franiszkanska - z chęcia tam wrócimy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz